Rudera:
Dziś kicior robiła demolkę przy ruderze, usuwałam stary płot. Kruszył się w dłoniach, więc szybko poszło. Przy okazji odwiedziłam moje słoneczka, które od wczoraj smakują wieś u babci obcując z fauną.
Przy ruderze w stertach opon kicior wygrzebała coś i się zakochała. Tak, chce więcej. Pochodzą ze starego wojskowego ośrodka wypoczynkowego nad Jeziorem Złotnickim, są przeznaczone na złom i krzesła garażowe. Tu 3 sztuki, a ponoć było 12. Informator D. się dowie:) Poszoruję szczotą drucianą rdzę (bo chyba tak to się robi), niech tylko wpadną w moje ręce, choćby 6 sztuk, gorzej będzie z siedziskiem i oparciem ze sklejki - nie do uratowania. Zdaje się, że powierzę fachowcowi. Nie chcę dzielić skóry na niedźwiedziu, więc wyposażam się w cierpliwość.
Kiedyś w szpitalu siedząc w kolejce zamiast skupić się na dywagacjach na temat pełnego pęcherza przed usg kolejkowiczów kicior zapatrzyła się na krzesło, takie moje zboczenie (nie licząc lamp), z całej masy pochodzących z różnej parafii krzeseł to jedno błyszczało kształtem. Krzesło miało podobny stelaż, może ciut bardziej strzelisty.
Stodoła:
Odebrałam polecone.
Przyszły powiadomienia z sanepidu i starostwa (ot, takie informacyjne pisma), że możemy przekształcać budynek gospodarczy na dom, więc już spokojnie czekamy na warunki zabudowy z gminy (mają być do końca maja). Na koniec żaglówka (drewniana nie z włókien) z potrzeby 'dziwnej' chwili, bo dziś z pewnych względów zainteresował mnie jej dalszy los. Weekend majowy będzie pod znakiem czystek w stodole, cóż bo wstyd choćby przed tym (tymi) tajemniczymi istotami nawiedzającymi kiciowe włości. Zimą istoty zostawiały ślady i pootwierane wrota, wiosną przestawiają rupiecie. Obwieszczam... nic tam nie ma:D Zresztą nic też nie ginie:)
wtorek, 19 kwietnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O stronie
I postanowione. Długie negocjacje z małżonkiem (bronił się rękami i nogami) zaowocowały tym, że budynek gospodarczy, a raczej stodoła, ma stać się naszym domem. Ten blog jest o tym, co planujemy zrobić oraz jak los zweryfikuje naszą próbę adaptacji tego cacuszka. Kim jesteśmy? Ja: główny "wymyślacz". Mąż, podwykonawca i współinwestor. I jeszcze nasze dzieci Pat i Szysz: motywujące nas aniołki. To wszyscy bohaterowie tej bajki.
Archiwum strony
-
►
2012
(33)
- ► października (1)
komentarze
2 Responses to "Z miłości do przedmiotów"20 kwietnia 2011 10:11
Aneto, Ty się ciesz, że Ci istoty nie zostawiają jakichś niechcianych prezentów. Istoty miewają różne pomysły ;)
20 kwietnia 2011 10:16
No tak:)
Prześlij komentarz