wtorek, 26 października 2010

Geodeta

wtorek, 26 października 2010 · 7 komentarze

18.10 poniedziałek
rano: wujek dzwoniłeś do geodety?
     - Tak dzwoniłem w piątek, powiedział że na sobotę będą wszystkie dokumenty.
     - Na którą sobotę?
     - Nie wiem
Geodeta nie odbiera telefonu cały dzień.

Wieczorem odebrał około godziny 19stej.
- Witam dzwonię w sprawie działki nie mamy a mojej, bo rozmawiałam z wujkiem i powiedział Pan wujkowi w piątek, że w sobotę będą dokumenty mamy. Rozumiem, że w tę sobotę?
- Tak, tak w sobotę.
- A co z moją działką?
- Wie Pani co, samochód mi się popsuł. Rozpadł się. A bez auta jak bez ręki.
- Proszę mi powiedzieć co z moją działką...!
- Dobrze, na jutro będzie.
- Na którą godzinę?
- Na 14stą
- Nie mogę na czternastą, mąż kończy pracę o 15, by z dziećmi mógł zostać, zaraz po piętnastej wyjadę, więc o 16stej  powinnam dotrzeć.
- Tak, tak, więc między 15stą a 16stą
- Jutro o 16stej. A mojej mamy dokumenty w sobotę.
- Tak, do widzenia.
- Do widzenia.

19.10 (wtorek)
rano: wujek drugi
- Hej, dzwoniłaś do geodety?
- Tak, moje dokumenty dziś mam odebrać, wasze będą w sobotę.
- Bo słuchaj, ja właśnie dzwoniłem do niego, powiedział, że nie da się podzielić działki tamtej naszej, mówił że z tobą o tym rozmawiał..
- Co?????! Nie wierzę w to co słyszę, co za...
- Powiedział, że rozmawiał z tobą i że wiesz, i że on tej działki nie podzieli, bo trzeba najpierw rzeczoznawcę czy tam kogoś kto podzieli budynek.
- PIERWSZE SŁYSZĘ!
- Czekaj, zadzwonię do niego.

po chwili:
Wujek drugi
- No, dzwoniłem powiedziałem mu, że notarialnie służebnością czy czymś podzielimy budynki, tak jak już z nim ustalaliśmy, że tamtych granic nie ruszamy, ma jakieś zaćmienia chyba.
- No tak, po pierwszym przyjeździe pokazaliśmy mu gdzie ma iść granica, a on po 3 tygodniach twierdził, że nie da się na 2 równe części podzielić.. .hehe, a przecież widział, że granica ma iść miedzy budynkami i ta część jedna 1/4 z działki druga 3/4. A reszta granic się nie zmienia, tak jak było tak będzie. Ma podzielić działkę na 2 części.
- Co on wymyśla, ludzie...
- Czyli co, nie  zrobi  tej działki waszej na sobotę?
- Nie, powiedział, że dzisiaj jak przyjedziesz to odbierzesz tą naszą działkę.
- Co? A moja? To mojej nie zrobił?
- Nie wiem, pewnie obie będą.

Dzwonię do geodety, nie odbiera. Przed 16 byłam u niego pod domem, nikogo nie ma, nie otwiera, ciemo, głucho, nie odbiera telefonów,  i tak do 18stej godziny. Pojechałam po raz ostatni pod jego dom. Cisza, pojechałam do domu do 20stej dzwoniłam. Cisza.

Następnego dnia rano zdeterminowana. Pisze smsa.
"proszę o kontakt w sprawie podziału działki. Aneta Subocz"
oo dzwoni
- Przepraszam, pojechałem po samochód, bo mi się zepsuł, a miałem okazję
- Tak się nie robi, po co ja jechałam tyle kilometrów, organizowałam opiekę dla dzieci! Mógł Pan zadzwonić!
- Nie wziąłem telefonu!
-  Kiedy mam przyjechać po dokumenty mojej działki? Rozumiem, że będzie komplet moich i mamy.
- W piątek mam czas.
- O której w piątek?
- Do 18stej.

Konkretnie na którą godzinę?
- Dobra, to na 18stą.
- Do piątku, na 18stą! Tylko żeby Pan był!

22.10 (piątek)
Rano dzwoni geodeta:
- Panie Jarku, to jak kiedy może...
- Pomyłka, tu Aneta S.
- Jak to się stało, że do Pani zadzwoniłem?!
- Nie mam pojęcia???!!
- To my na jutro umówieni jesteśmy...
- Słucham? Na dziś się umówiliśmy!
- Aaa, no widzi Pani nie zdążyłem, tyle pracy mam, a niedługo śnieg spadnie.
 Milczę, zamurowało mnie
- Halo!
- Ludzie! I znów bym jechała na marne, czy Pan nie rozumie, że mam kawał drogi do Pana?
 Mam dzieci małe, że muszę organizować sobie czas z wyprzedzeniem!
- No nic, ja mogę mieć na jutro.
- Będę jutro, o której? Rano?
- Nie, na wieczór.
- O której?
- 18?

23.10 (sobota)
Przyjechałam z mężem i dziećmi. Geodeta był.  Nic nie było przygotowane poza wydrukowanymi 6 arkuszami map dla mamy zawalonymi kilogramem innych papierzysk. Wniosek do urzędu w Gryfowie o przesunięcie naszej poprzedniej granicy  zaakceptowanej  wcześniej w gminie, składający się z 6 zdań pisał całą godzinę czasu, drukując co chwilę z błędem, ponieważ wniosek przerabiał z innego wniosku  kogoś z Mirska.

Co dostałam? Nowy wniosek w 2 egzemplarzach i 4 moje mapki z przesuniętą granicą. 6 mapek mamy.
-A reszta? Muszę jechać do Złotoryi po podpis siostry mamy.
-A to w poniedziałek może Pani dam...

 25.10 (poniedziałek)
Dostałam  resztę papierków, tj wniosek o zatwierdzenie wstępnego podziału działki dla mamy.  Przygotował też protokoły, które ciocia ze Złotoryi miałaby podpisać później. Ale oczywiście nie zabrakło atrakcji:
- Jakie pełnomocnictwo?
- No przecież jak tylko podpisywał pan ze mną umowę dla mamy i brał pan zaliczkę, brał pan w tym dniu wszystkie dokumenty, ze starostwa też, a pełnomocnictwo przy mnie pan kserował i mówił pan, że z pewnością się przyda!
- Nie mam w papierach to nie dała mi pani (i rzucił mi przed nos stertę papierzysk żebym sama sobie szukała...)

I tak właśnie wygląda współpraca z tym człowiekiem...
Gwoli ścisłości:
Umowa podpisana ze mną była 08.04.2010 r. z zaliczką 700 zł i określonym terminem wykonania pracy na 3 miesiące (tj. 8 lipiec). Umowę z mamą podpisał w maju również z zaliczką 700 zł. Co mam w tej chwili? W urzędzie miasta wniosek o przesunięcie granicy z 2m na 4 m. Który złożyłam wczoraj.

Mąż mój zacytował mi tak na rozluźnienie emocji fragment dyskusji z forum geodezyjnego:
- Tak panie, teraz to geodety nikt nie szanuje, a kiedyś... jak geodeta miał przyjechać na wieś to chłop świniaka bił, a córka brała kąpiel.

komentarze

7 Responses to "Geodeta"
B. pisze...
26 października 2010 13:23

hahahahha... wydaje s-f, a niestety to rzeczywistosc. Wspolczuje i cierpliwosci Wam zycze!
pozdrawiam
Basia


Słoneczne Niezapominanie pisze...
26 października 2010 14:58

Brryy.. napisze tylko OKROPNY TYP! Podziwiam za cierpliwość... i szybkiego zakończenia interesów z owym jegomościem życzę :)


Unknown pisze...
26 października 2010 16:01

jeju, normalnie horrory przy takiej rzeczywistości się chowają
ja bym albo a -się załamała i pierdyknęła wszystko w kąt
b- zabiła faceta zamiast tego świniaka ;P

cierpliwości źyczę i szybkiego obrotu spraw na Waszą korzyść


ZiŁ pisze...
27 października 2010 04:20

Pewnie już ręką machnąwszy zaciskasz zęby i jesteś na niego "skazana", skoro już tyle wspólnie(khe, khe) przeszliście, ale cały czas oferujemy kontakt z tym naszym, co to na słowo honoru zrobił co potrzebowaliśmy, bez zaliczek i nawet bez obejrzenia naszych paszczy, by sprawdzić, czy można nam zaufać.

W każdym razie trzymamy kciuki za szczęśliwy finał.


panna turkus pisze...
27 października 2010 07:12

podziwiam waszą cierpliwość do tego bezczelnego typa i również trzymam kciuki za szybkie zakończenie z nim współpracy.


Sarenzir pisze...
28 października 2010 21:52

o matulu... to jest dopiero APOKALIPSA !


Aneta pisze...
2 listopada 2010 10:19

Dziś dzwoniliśmy do urzędu do końca tygodnia będzie decyzja i mają dzwonić do nas nie do pana geodety. Dalszy etap znów zależy od jego "dobrej woli". "nie dziękuję" za Wasze kibicowanie;))