Świat zawalił nam się ostatnio na głowę i piętrzą się trudności, na pocieszenie, by nie myśleć, by uwolnić głowę, by podbudować ego, id czy co tam jeszcze, zrobiłam lifting sypialni u wujka, gdzie urzęduje teraz moja kochana mama wraz z moimi dziećmi Patrycją i Szymonem. Przyjechałam z farbami, wałkami i innymi duperelkami. Pierwsze zdjęcie co zastałam (na słowo "akcja" - na drugi dzień czekało mnie już ładnie zagruntowane:) i załatane z wszelakich dziur monstrum). Wprawdzie gruntowałam potem jeszcze raz sposobem starych wyjadaczy tj. wymazałam ściany farbą z wodą, ale opłacało się, bo potem poszło łatwo z kolorem. Kolejny dzień malowałam, a na 3 dzień wykańczałam. Do liftingu potrzebne: pigment czarny i błękit zimny (myślę że fajnie wyszło to zestawienie 2 odcieni szarości na ścianach), dalej dość dobra! farba lateksowa, 10 l spokojnie starczy, parę drobiazgów ze strychu (czerwona lampka, różowy świecznik, koc, 2 poduchy) i zabunkrowanych gdzieś po kątach (wazoniki, kosz, obraz, stare, podrapane lustro babci), jeszcze użyczenie woalu na okna ze starego mieszkania mamy i ramek ode mnie z moich zbiorów.
Koszty:
78 zł - farba Tikkurila 10 l
10 zł - pigmenty
19 zł - srebrol
20 zł - grunt rozrobiony
2 koce z Jysk - 120 zł
Koszty dodatkowe jeszcze nie dokonane:
26 uchwytów do zastanych tam mebli (które koniecznie trzeba zmienić, wówczas dadzą nowy oddech tym żółciutkim olbrzymom), ok 5 zł jeden
4 rolety na okno białe lub krem, ok 50 zł jedna
listwy przypodłogowe białe... koszt jeszcze nie określony
Ewentualnie cieplusia, biała (ecru), milusia skóra barania lub srebrny renifer pod nogi zamiast niepasującego dywanika w stylu "indyjskim";), może być jeszcze mocno włochaty jaśniutki dywanik 1,5 metra na metr. A także mała tapicerka na krzesło zamiast tego kocyka z haftem, najlepiej czarna lub antracyt.
A jutro czeka mnie sprzątanie starych maszyn przy stodole, gdyż był pan od koparki, który w środę będzie miał czas. Więc uprzejmie prosząc kogoś do pomocy przy tych grabiarkach, bronach i innych wrośniętych w glebę przerdzewiałych potworach, trzeba będzie się streszczać, by zdążyć przed środą, także z wycinką przy budynku drzew owocowych, a owych tam jest 3 sztuki.
Dyskusje na miejscu zaowocowały planem: drenaż budynku jeszcze nie, gdyż jestem spłukana do ostatniej niteczki:(, ale za to z konieczności odwodnienie piwnicy.
Spadku odpowiedniego brak i trzeba by było wychodzić z drenażem na posesję sąsiada i kopać z 200 metrów, więc najtaniej i najprościej studzienka przy budynku (jakieś 3, 4 metry od niego) na 3 metry głębokości, a w niej pompa pływakowa. Drenaż póki co tylko przy piwnicy z wypustką tak, by można było zrobić potem przy całym budynku.
Koszt koparki to 70 zł/godzina.
Inne koszty... dowiem się jutro.
niedziela, 25 lipca 2010
Jesteś w: Dom ze stodoły /
postępy
/ Lifting sypialni zapożyczonej
Lifting sypialni zapożyczonej
niedziela, 25 lipca 2010 · 2 komentarze
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O stronie
I postanowione. Długie negocjacje z małżonkiem (bronił się rękami i nogami) zaowocowały tym, że budynek gospodarczy, a raczej stodoła, ma stać się naszym domem. Ten blog jest o tym, co planujemy zrobić oraz jak los zweryfikuje naszą próbę adaptacji tego cacuszka. Kim jesteśmy? Ja: główny "wymyślacz". Mąż, podwykonawca i współinwestor. I jeszcze nasze dzieci Pat i Szysz: motywujące nas aniołki. To wszyscy bohaterowie tej bajki.
Archiwum strony
-
►
2012
(33)
- ► października (1)
-
►
2011
(59)
- ► października (2)
-
▼
2010
(96)
- ► października (7)
-
▼
lipca
(11)
- Pilarka husqvarna, pompa pływakowa i rury
- Lifting sypialni zapożyczonej
- Nasz kochany kundelek
- Geodeta cd. podział przyszłej darowizny
- Geodeta, kosa, drzewko no name, wielkie cięcie
- Kaiser, Erwi i inne smaczki
- Wyspa za ścianką, wcięty ganek, ławki i schody
- Geodeta - podział działki, odcinek drugi
- Smaczki... czyli meble do renowacji, nie konieczn...
- Niesmaczki, czyli łatanie dachu, wilgoć i źródło
- Geodeta i pierwsze schody
komentarze
2 Responses to "Lifting sypialni zapożyczonej"26 lipca 2010 07:46
Wyszło całkiem fajnie i niedużym nakładem kosztów!
28 lipca 2010 00:07
dziękuję:) jeszcze dziś kupiłam dywanik pod stopy i uchwyty mosiężne do tych sosnowych mebli w które wujek kiedyś wyposażył się za kwotę 300 zł:), mam nadzieje, że nie przedobrzyłam:) pozdrawiam i czerpie pełnymi garściami siły witalne od Ciebie wojowniczko dnia powszedniego:)
Prześlij komentarz